Trzy wesela i sensor
Dostawa oczekiwana w 2-3 dni robocze
Bezpieczne płatności
Koszyk jest pusty
Chcesz kupować nasze produkty?
Zapoznaj się z naszym czujnikiem FreeStyle Libre 2 lub pakietem startowym i dodaj go do koszyka.
Trzy wesela i sensor
Ze strzałką trendu na scenie
Był na Kilimandżaro, ale ostatecznie nie zdobył szczytu. Nie zdobył go jednak tylko fizycznie, bo mentalnie był dużo wyżej niż zaplanował. Bartosz Sitkiewicz z Sopotu opowiada nam o swoim spełnionym życiu, cukrzycy, wolności, którą dał mu sensor FreeStyle Libre 2 i pasji przekraczania własnych granic.
Słyszałeś o pojęciu „rebirthday” oznaczającym „narodziny na nowo”? Podobno doświadczyłeś go na własnej skórze?
Nie znałem tego pojęcia, ale rzeczywiście w okresie pandemii zdefiniowałem swoje życie na nowo i świadomie wyznaczyłem sobie ważne dla mnie wartości. Pierwszą z nich jest moja pasja do aktywnego, pełnego doznań i doświadczeń życia. To potrzeba nieustającego przekraczania swoich granic i strefy komfortu. Właśnie dlatego wszelkie niewygody i codzienne problemy traktuję jako wyzwania. Podchodzę do nich z ciekawością, zadając sobie pytanie, czego mnie mogą nauczyć. Moje kolejne wartości to niezależność, rozwój i odpowiedzialność.
Wyznaczenie tych wartości nadało Twojemu życiu nowy sens?
Kiedy wyznaczysz sobie wartości, codzienne wybory stają się proste i oczywiste. Moje życie rzeczywiście wygląda teraz inaczej. Zawodowo pracuję jako zarządca nieruchomości i trener, natomiast chcąc promować to, w co wierzę, założyłem i prowadzę na YouTube kanał „WSPÓŁZALEŻNY”. Mierzę się tam z tematyką podnoszenia jakości życia. Jestem człowiekiem wody. Żartuję, że posiadam „gen homo delphinusa”, jak pasję do wody określał słynny Jaceque Mayol. Nurkuję rekreacyjnie, uczę się freedivingu, a przez 15 lat aktywnie grałem w curling. Dużo czytam, medytuję, eksponuję się na zimno, chodzę po górach. Niby nic spektakularnego, a jednak całość tych rzeczy powoduje, że czuję się spełniony.
Jak w Twój system wartości wpisuje się system FreeStyle Libre 2?
Przede wszystkim wpisuje się dużo lepiej w moje aktywne życie niż glukometr! (śmiech). Wspiera też moją niezależność i pomaga być bardziej odpowiedzialnym w kwestii kontroli cukrzycy.
Kiedy cukrzyca pojawiła się w Twoim życiu?
W okolicach trzydziestych urodzin, czyli około 17 lat temu. Zdiagnozowano u mnie cukrzycę typu LADA, czyli typ pośredni między cukrzycą typu 1 a 2. Wtedy zaczynałem budować swoją firmę. Długo pracowałem, a co za tym idzie mało spałem i słabo się odżywiałem. Do szpitala zostałem przyjęty, gdy byłem maksymalnie wyczerpany, w stanie przedśpiączkowym, z kwasicą ketonową. Właśnie wtedy zdiagnozowano u mnie chorobę.
Czy choroba w jakikolwiek sposób ograniczyła Twoje życie?
Zakładam, że tak, chociaż dzisiaj już wiem, że to nie choroba, a moje ówczesne wybory oraz brak wiedzy o cukrzycy i jej skutkach powodowały, że ostatecznie musiałem zrezygnować z niektórych rzeczy. Na przykład marzyłem o tym, aby zagrać w curling na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Niestety byłem na takim etapie życia, że nie potrafiłem temu marzeniu podporządkować wszystkiego, a to wyzwanie tego wymagało. Z jednej strony praca, rodzina i dużo wyrzeczeń, z drugiej, moje ówczesne podejście do choroby...
Co masz na myśli?
Wychodziłem z założenia, że choroba nie będzie mnie szczególnie ograniczała. Wolałem żyć dobrze, smacznie i na pełnych obrotach, nawet gdyby miało to oznaczać krótsze życie. Dość szybko pojawiły się konsekwencje takiego podejścia, czyli neuropatia, która w połączeniu z urazem kręgosłupa, spowodowała zaburzenia w czuciu w stopach. Uprawianie curlingu na takim poziomie, jak robiłem to wcześniej, stało się niemożliwe. Zostałem Mistrzem Polski, grałem na Mistrzostwach Europy, ale do kwalifikacji olimpijskiej dużo zabrakło.
A kiedy w Twoim życiu pojawił się system FreeStyle Libre 2?
Po jednej z wypraw do Meksyku wróciłem do kraju z całkowicie rozregulowaną glikemią. Nie mogłem sobie poradzić z jej unormowaniem. Kolejny raz trafiłem na oddział diabetologiczny. Tam od mojej doktor prowadzącej dowiedziałem się o systemie FreeStyle Libre 2. Rozwiązanie bardzo mi się spodobało, ale niestety wtedy było bardzo kosztowne. W związku z tym stosowałem je wyłącznie w okresach wzmożonej aktywności, wyjazdów i przygotowań do nich. Odkąd można skorzystać z refundacji, używam sensora cały czas i trudno mi sobie wyobrazić, że mogę go przy sobie nie mieć.
Jaka jest Twoja opinia o systemie?
U mnie się po prostu sprawdza! Poza wygodnym pomiarem poziomu cukru podczas szybkiego skanowania, bardzo ważnym elementem systemu jest możliwość obserwacji strzałek trendu oraz wykresów na skali czasu. Dzięki temu mogę szybciej zareagować na zmiany, szczególnie kiedy jestem w podróży. Sensor jest bardzo wygodny i nie wymaga kłucia. Odeszło do przeszłości całe to zamieszanie związane z rozkładaniem glukometru i dbaniem o higienę pomiaru czy wilgotność pasków.
Kilka miesięcy temu postanowiłeś wspiąć się na Kilimandżaro. Skąd ten pomysł?
Szukam ciekawych pomysłów, które, choć daleko, są jednak w moim zasięgu. Nieprawdą jest powtarzane często bezmyślnie hasło, że możemy wszystko. Ktoś, kto tak twierdzi, nie jest odpowiedzialny. Uważam, że możemy osiągnąć tyle, na ile pozwalają nam nasza fizyczność i mentalność. Warto chcieć więcej, ale grawitacji nie pokonamy. Kilimandżaro było i jest w moim zasięgu. To najwyższa góra Afryki - magiczna, cel wielu wyzwań. To inny świat, ale możliwy do eksploracji. W moim zeszycie marzeń, który prowadzę, znalazł się stosunkowo szybko.
Marzenia się spełniają?
Nie spełnią się, jeśli nie włożymy w nie wysiłku i zaangażowania. Kilimandżaro było zamrożone u mnie w sferze marzeń przez dwa lata i pewnie by tam zostało gdybym w pewnym momencie mojego życia nie pojawili się ludzie, dla których wyprawa na ten szczyt była czymś bardziej realnym niż tylko marzeniem. Sprawdziła się kolejna życiowa prawda: otoczenie, w którym funkcjonujesz ma na ciebie ogromny wpływ. I Ty wybierasz to otoczenie. Skoro osoby z mojego otoczenia zaczęły organizować wyprawę na Kilimandżaro, dotarło do mnie, że i ja do niej dojrzałem.
To największe górskie wyzwanie w Twoim życiu z cukrzycą?
Z pewnością najwyższe. Najbardziej szalone było chyba inne, kiedy pewnej nocy zapragnąłem zdobyć Rysy. Wstałem skoro świt i poczułem pragnienie, aby wejść na najwyższą górę w Polsce o wysokości 2 499 m n.p.m. Oddelegowałem swoje zadania, spakowałem się i wsiadłem w samochód. Pojechałem z Sopotu do Zakopanego. O godzinie 21 zaparkowałem w Palenicy Białczańskiej i już w ciemnościach poszedłem do schroniska w Morskim Oku. O godzinie 5 rano maszerowałem już na szczyt. Zdobyłem go, a po zejściu z góry, wróciłem do domu. To był impuls i zupełnie spontaniczne działanie, natomiast do wyprawy na Kilimandżaro przygotowywałem się przez ponad pół roku.
W lutym tego roku wszedłeś na Kilimandżaro, ale szczytu nie zdobyłeś. Co tam się wydarzyło?
Z całej naszej 30-osobowej grupy tylko ja otrzymałem od przewodników zakaz wejścia na szczyt. Niestety, dzień wcześniej miałem hiperglikemię, co spowodowało, że musieliśmy zrobić godzinną przerwę na najtrudniejszym odcinku wspinaczki, na Barranco Wall. Czekaliśmy, aż spadnie mi cukier. Obawy przewodników były większe z uwagi na to, że dwa tygodnie wcześniej na szczycie Kilimandżaro zmarł diabetyk z Danii. Na dużej wysokości nasze organizmy zachowują się inaczej niż na dole. W górach nie ma możliwości udzielenia szybkiej, skutecznej pomocy. Mam jednak wrażenie, że moja historia z Kilimandżaro wciąż się pisze. Moja relacja z tą górą nabrała dla mnie magicznego charakteru.
Co masz na myśli?
Jako nurek, przestrzegam zasady „trzech trafionych”. Oznacza to, że kiedy pojawiają się trzy dowolne nieprzewidzialne problemy, które zdarzyć się nie powinny, dla bezpieczeństwa odkładam nurkowanie na inny dzień. A znaków od Kilimandżaro odebrałem więcej niż trzy. I tak, przed wylotem na wyprawę przyszedł zupełnie inny sprzęt niż ten, który zamówiłem. Po drugie, dzień przed wylotem na mojej stopie otworzyła się rana. Po trzecie, mój plecak, kompletowany miesiącami, zaginął w transporcie lotniczym i w Afryce nie miałem go ze sobą. Co więcej, w noc poprzedzającą wejście na górę dostałem rozstroju żołądka, który trwał przez trzy dni. W tym czasie jadłem tylko orzechy z miodem, dla podtrzymania cukrów. Po trzech dniach otrzymałem antybiotyk, ale byłem odwodniony. Kiedy po trzech dniach zjadłem normalny posiłek, mój organizm zwariował. Cukier był tak wysoki, że trzykrotnie przekroczył normę. Zacząłem gorączkować, miałem dreszcze, ale cały czas żyłem myślą, że będę silny i wejdę na Kilimandżaro. W tej decyzji byłem niezłomny, ale przewodnicy zdecydowali inaczej. Musiałem zejść niżej i poczekać na moją grupę, która w nocy atakowała szczyt.
Jak zareagowałeś na decyzję przewodników?
Wtedy był to mój osobisty dramat. Podczas zejścia zmagałem się z niewyobrażalnym żalem i niesprawiedliwością, ale dość szybko poczułem akceptację tego, co się zdarzyło. Uważam, że to najlepsze, co mogło mnie spotkać. Doświadczyłem tam prawdziwego, czystego w swojej postaci szczęścia, o czym będzie można przeczytać w mojej książce. Jej roboczy tytuł brzmi: „Czego nauczyło mnie Kilimandżaro”. Mimo, że w między czasie otrzymałem propozycję, aby wybrać się do argentyńskiej Patagonii, do miejsca, w którym nigdy nie byłem, zamierzam jeszcze raz zmierzyć się z tą samą górą. Doświadczyć tej drogi, spotkać tych samych ludzi.
Jak na wysokości sprawdził się system FreeStyle Libre 2?
Trudno mi sobie wyobrazić pokonywanie kolejnych odcinków trasy bez sensora. Dzięki systemowi mogłem wygodnie i sprawnie kontrolować poziom cukru, nie musiałem nawet zdejmować rękawiczek. Odczyt przez grubą kurtkę w ekstremalnych warunkach przebiegał bez problemu! FreeStyle Libre 2 nie zawiódł mnie podczas ciężkiego wysiłku i nawet podczas problemów żołądkowych. Co około 30 min kontrolowałem cukier i mogłem reagować na jego wahania.
Czego nauczyła Cię niedokończona wyprawa na Kilimandżaro?
Kiedy moja grupa szła do góry, musiałem spędzić sam ze sobą półtora dnia. Byłem zdruzgotany, zbity, chciałem jak najszybciej wrócić do domu, do Sopotu i się schować. Nie byłem wtedy świadomy, że dopiero w tym momencie rozpoczęła się moja prawdziwa wyprawa życia, moja przygoda z Kilimandżaro.
Pierwszą piękną rzecz, jaką odkryłem w procesie akceptacji tego, co się wydarzyło było doświadczenie drogi bez żadnych ograniczeń. W czasie wspinaczki ze strony uczestników wyprawy padały pytania, o to, czy jeszcze daleko, o której będziemy w obozie. Ja postanowiłem nie zdawać pytań o to, ile drogi jeszcze przede mną. Szedłem, doświadczając drogi. Zobaczyłem niesamowitą roślinność, kolory ziemi i skał, drobne kamyki pod butami, niebieskie, cudowne niebo. Przyleciały kruki. Kruki to oczy Odyna, a mi blisko do wikińskiej duszy. One żegnały mnie na dole, przy bramie parku. Karmiłem je po drodze niezjedzonymi jajkami i naleśnikami. Piękne potężne kruki wielkodziobe. Zobaczyłem siebie, jakim chcę się stać – potężnym, silnym, wrażliwym. Podziwiałem radość, z jaką tragarze nieśli 30 - kilogramowy bagaż. Mimo że mieli trudniej niż ja, ich chęć życia była ogromna. Dla mnie to było wielkie odkrycie – że nie czekają na lepszy moment, lecz cieszą się z danej chwili. Stałem i płakałem, patrząc jak inni cieszą się życiem. Tak naprawdę, mam pełne przekonanie, że zdobyłem już swoje Kilimandżaro, i nie muszę tam iść raz jeszcze. Jednak pragnę doświadczyć tego ponownie.
Redakcja: Agencja Musqo
ADC-79329 v.1.0
Czujnik jest wodoodporny, jednak nie należy go zanurzać na głębokość większą niż 1 metr (3 stopy) lub na dłużej niż 30 minut. Nie używać powyżej 3048 metrów (10 000 stóp).
Trzy wesela i sensor
Ze strzałką trendu na scenie
Za chwilę zostaniesz przekierowany na stronę, która może nie należeć do firmy Abbott.
Ta strona przeznaczona wyłącznie dla mieszkańców Polski. Jeśli jesteś rezydentem innego kraju, skontaktuj się z lokalnym oddziałem firmy Abbott.
Śledź Nas