Ze strzałką trendu na scenie
Dostawa oczekiwana w 2-3 dni robocze
Bezpieczne płatności
Koszyk jest pusty
Chcesz kupować nasze produkty?
Zapoznaj się z naszym czujnikiem FreeStyle Libre 2 lub pakietem startowym i dodaj go do koszyka.
Ze strzałką trendu na scenie
Życie jest inne, ale nie gorsze
62-letni Leszek Bartołd, znany swoim czytelnikom jako "Słodki Świstak", urodził się na Warmii, ale jest człowiekiem gór. Od ponad 44 lat choruje na cukrzycę typu 1, o której żartobliwie mówi „Słodka Pani”. W jego chorobie były dwa ważne i przełomowe momenty. Rok 2000, kiedy po operacji usunięcia zmętniałych soczewek w obydwu gałkach ocznych dosłownie przejrzał na oczy. I drugi, tegoroczny, kiedy zaczął używać systemu FreeStyle Libre 2.
Skąd wziął się pseudonim „Słodki Świstak”?
Kiedy zacząłem pisać reportaże i książki o górskich wędrówkach, szukałem nazwy, która połączy moją pasję z moją chorobą. Chciałem, aby był to symbol tatrzański. Myślałem o niedźwiedziu, ale to potężne zwierzę, ja nie mam takiej siły jak on. Symbolem tatrzańskiego parku jest kozica, lecz ona ma rogi, a mnie rogów nigdy nie przyprawiono (śmiech). Wtedy wpadł mi do głowy świstak – te ssaki gwiżdżą, a mnie gwizdania we wczesnym dzieciństwie nauczył brat. Świstak jest też słodkim zwierzakiem i przez to kojarzyć się może z cukrzycą.
Nie jesteś góralem z dziada-pradziada. Jakim sposobem zamieszkałeś w Kętach?
Pochodzę z Warmii, gdzie urodziłem się w 1961 roku. Szkołę średnią, tzw. „Rolniczak”, ukończyłem w Lidzbarku Warmińskim. Chciałem wybrać się na studia, ale moje plany edukacyjne pokrzyżowała choroba. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że poważna wada wzroku, z którą się zmagałem, to powikłanie postępującej cukrzycy. Moje plany życiowe legły w gruzach. W latach 90-tych przeniosłem się w góry. Tam trafiłem do zakładu pracy chronionej w Bielsku-Bialej i od tego momentu Beskidy widzę z czwartego piętra mojego mieszkania.
Czy cukrzyca dawała o sobie znać na długo przed diagnozą? W jaki sposób się objawiała?
Wiosną 1979 roku, kiedy byłem w trzeciej klasie technikum, wybrałem się z klasą na Topienie Marzanny. Na wycieczkę pojechaliśmy pociągiem, a później trzeba było pokonać wiele kilometrów długiej trasy. Przez cały czas rajdu „suszyło mnie” niemiłosiernie, dlatego zatrzymywałem się przy każdej studni z wodą, by ugasić pragnienie. Główną atrakcją wycieczki było nocne topienie w jeziorze przygotowanej przez nas kukły. Również i tam czułem, że muszę koniecznie napić się wody. Pragnienie, które nie ustępowało, było tak duże, że pobiegłem do jeziora…piłem wodę i nie mogłem skończyć. Myślę, że to był pierwszy objaw cukrzycy, ale wtedy nikt z mojego otoczenia, jak i ja sam, nie słyszał o takiej chorobie i jej objawach. Wówczas nie mierzyło się poziomów glikemii we krwi w podstawowych badaniach laboratoryjnych. Dziś wydaje się to niewyobrażalne.
W jakim byłeś wtedy stanie?
Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Na szczęście po dwóch latach trafiłem do właściwej poradni diabetologicznej i odpowiedniego lekarza, który wyprowadził mnie z „dołka cukrzycowego”. Przez długi czas cukrzyca prowadziła wojnę podjazdową z moim organizmem. Bardzo schudłem, widziałem coraz gorzej. W moich oczach stwierdzono zaćmę. Przez 20 lat cierpiałem na zmętnienie soczewek. Choroba wpłynęła też na mój układ nerwowy.
Jak wtedy wyglądało Twoje życie?
Byłem na rencie, na której zresztą pozostaję do dziś. Cierpiałem nie tylko na pogłębiające się zmętnienia w obydwu soczewkach ocznych, ale jak to określam, również na zmętnienie życiowe. Widziałem świat jakby zza szyby, obraz był zamglony, więc i życie wydawało się mało ciekawe. Wciąż czekałem na szansę, wiedziałem, że medycyna się rozwija. W 2000 roku w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym św. Barbary w Sosnowcu przeprowadzono u mnie przeszczep pierwszej soczewki, a za rok następnej. Po operacji spojrzałem na świat na nowo i doznałem szoku. Zobaczyłem strugi deszczu, promienie słońca, grymasy na twarzy bliskich osób. To było niesamowite i to był prawdziwy przełom! Oglądając świat, odkryłem nową pasję – góry.
Miałeś jeszcze inne przełomy w życiu z cukrzycą?
Tak, na pewno innym, dużym przełomem było odkrycie systemu FreeStyle Libre 2. Dzięki niemu przejrzałem na oczy po raz drugi i zobaczyłem cukrzycę w szerszym kontekście. Mały sensor na ramieniu, a zmienia życie cukrzyka o 180 stopni.
Używasz FreeStyle Libre 2 od kilku miesięcy. Jaka jest Twoja opinia o systemie?
Gdyby nie system FreeStyle Libre 2, nie mógłbym wchodzić na górskie szczyty tak wysoko. To mój prywatny bodyguard. Pozwala mi na aktywne życie i uprawianie górskiej pasji. System jest dla mnie o tyle ważny, że mój układ nerwowy po wielu latach z cukrzycą przestał prawidłowo reagować na sygnały płynące z ciała. Nie odczuwam symptomów zbliżającego się niedocukrzenia. Organizm nie wysyła mi impulsów, które bronią przed utratą przytomności. Przez to wiele razy lądowałem na SORze. Dzięki sensorowi czuję się bezpiecznie.
A dlaczego wcześniej nie używałeś sensora?
Powodem była bariera finansowa. Jestem rencistą, a sprzęt jest dość drogi. Na zakup urządzenia pozwoliłem sobie dopiero w tym roku, kiedy weszły nowe zasady refundacji. Od tego momentu moje życie zmieniło się na plus. Nie muszę już używać glukometru. To system wysyła mi sygnały ostrzegawcze na telefon, na którym zainstalowałem aplikację. Daje mi znać zarówno wtedy, gdy cukier jest za niski, jak i za wysoki. Dostaję wskazówki i wiem, że powinienem się wspomóc, np. posiłkiem. Muszę jedynie pamiętać o tym, żeby zawsze mieć przy sobie telefon.
Sarnia Skała, Barania Góra… Gdzie najwyżej dotarłeś z systemem FreeStyle Libre 2?
Ponieważ korzystam z systemu dopiero od dwóch miesięcy, póki co dotarłem z nim najwyżej na szczyt Grzesia w Tatrach Zachodnich - 1653 m n.p.m.
Natomiast w 2020 roku, na wierzchołku słowackich Rysów mającym wysokość 2503 m n.p.m. mierzyłem sobie poziom cukru, ale wówczas niestety jeszcze glukometrem!
I jaki był wynik na szczycie Grzesia?
Prawidłowy! (śmiech)
Czyli wysoki szczyt, ale cukier nie podskoczył! Jak radziłeś sobie w górach wcześniej bez systemu FreeStyle Libre 2?
Zawsze solidnie przygotowywałem się do wszystkich wypraw. Podstawą był konkretny plan całej wędrówki. I oczywiście regularne pomiary cukru. W pogotowiu zawsze miałem glukometr. Na trasie zdarzały się różne trudne sytuacje – albo skwar, albo burza na szczycie. Czasem kiepskie samopoczucie, spadek energii. Na takie sytuacje cukrzyk musi być szczególnie przygotowany. Bez sensora wszystko to było trudniejsze i bardziej czasochłonne.
Gdybyś miał wybrać tylko jedną rzecz, za którą cenisz system FreeStyle Libre 2, to co by to było?
Dla mnie najcenniejszą rzeczą tego systemu jest jego kompatybilność z telefonem poprzez aplikację. Dzięki temu nie potrzebuję już niczego więcej, żadnych dodatkowych urządzeń. W aplikacji monitorujemy przebieg całodobowej glikemii z jej trendami, bez konieczności kłucia opuszki palca. Dzięki sensorowi aplikacja w telefonie ostrzega mnie przed hipo-, jak i hiperglikemią, wysyłając odpowiednie alarmy. W moim przypadku bardzo niebezpieczne są spadki poziomów glukozy we krwi, których już nie odczuwam, co może skutkować nawet utratą przytomności. Alarm w telefonie ostrzega mnie wówczas przed niebezpieczeństwem i pozwala na podjęcie właściwych działań. W przypadku niedocukrzenia mam czas na spożycie dodatkowego posiłku, a w przypadku nadmiernego wzrostu glikemii, podanie niewielkiej dawki insuliny posiłkowej. Idąc w góry, czy śpiąc w nocy, nad moim organizmem czuwa osobisty bodyguard, dzięki któremu jestem teraz o wiele spokojniejszy.
Czy cukrzykowi ze sportem po drodze?
Cukrzyca nie musi być przeszkodą w uprawianiu sportu. Jeśli chodzi o górskie wędrówki, są lepsi ode mnie. Staram się po prostu rozwijać pasję, a nowoczesny sprzęt pozwala na aktywniejszy styl życia.
Wędrowałeś sam czy w grupie?
Zawsze w grupie. Osiem lat temu dołączyłem do koła PTTK w Porąbce, z którym to udaje mi się wspólnie wędrować i poznawać piękno gór. Pierwszy raz byliśmy razem na Wołowcu (2064m n.p.m.) w Tatrach Zachodnich. Z czasem zacząłem pisać reportaże „Z cukrzycą po górach”, które były publikowane na portalach dla diabetyków. Tworząc reportaże z wycieczek, powstała postać „Słodkiego Świstaka”. W 2016 roku ukazała się moja pierwsza książka „Z cukrzycą po górach”, potem kolejna „Wędrówki Słodkiego Świstaka”. Ich tematami są opowieści diabetyka – Słodkiego Świstaka – z wędrowania górskimi ścieżkami w kraju, jak i graniczącymi z Polską perciami naszych południowych sąsiadów. Piszę w nich nie tylko o majestacie gór i ich pięknie, ale również o mojej chorobie i reakcjach organizmu na wzmożony wysiłek fizyczny w warunkach z dala odmiennych od normalnych.
A co jest dla Ciebie sukcesem?
Sukcesem jest dla mnie m.in. to, że moja praca została doceniona przez Polskie Stowarzyszenie Diabetyków, które nagrodziło mnie złotym medalem „za zwycięstwo nad cukrzycą”. W 2017 roku mój debiut literacki „Z cukrzycą po górach” zdobył główną nagrodę, czyli „Kryształowego Kolibra” w kategorii Wydawnictwo Roku. Jednak moim największym sukcesem jest to, że cukrzyca mnie nie pokonała. Nie zamknąłem się w czterech ścianach. Wychodzę naprzeciw wyzwaniom, jakie stawia mi życie. I nie zrezygnowałem z marzeń, a wręcz przeciwnie, wciąż je spełniam.
Z pamiętnika „Słodkiego Świstaka”:
„Przy punkcie informacyjno - kasowym „Terebowiec” należało wysupłać kolejne drobniaki na bilet. Dokonałem następnego pomiaru cukru, trzeciego już z kolei. Po śniadaniu był lekko podwyższony, ale zabezpieczał mnie przed wysiłkiem związanym z górską wędrówką i intensywniejszym spalaniem glukozy. Przed godziną 9-tą ruszyliśmy na czerwony szlak E8. Dzisiejsza trasa stanowi przedłużenie wczorajszej eskapady.”
„Następny odpoczynek zrobiliśmy na skałkach w okolicy szczytu Kopy Bukowskiej. Usadowiłem się na płaskim kamieniu, by kolejny raz skontrolować cukry. Siadłem po północnej stronie skalnej wychodni, ochraniając glukometr przed słońcem. Glukoza zbliżała się do wartości 200mg%, więc była lekko podwyższona. Z racji długiego jeszcze marszu do mety i intensywnego zużywania energii doszedłem do przekonania, że nie będę korygował poziomów insuliną”.
„Przy stromym podejściu musiałem na chwilę zatrzymać się, gdyż dopadł mnie kryzys dzisiejszej wędrówki. Pozostał ze mną Marcin, dzięki któremu łatwiej znosiłem trudy męczącej trasy. Zdjąłem plecak i postanowiłem zmierzyć cukry, by sprawdzić, co jest nie tak z moim organizmem. Czy to wynik przemęczenia i zakwaszonych już mięśni, czy może coś innego? Wyszły mi złe cukry (ponad 250mg%) i one decydowały głównie o fatalnym samopoczuciu jak i ogólnemu osłabieniu organizmu. Musiałem natychmiast zareagować wstrzykując odpowiednią dawkę insuliny szybkodziałającej, by zredukować dużą hiperglikemię. Być może to wynik kilku krówek, którymi zostałem poczęstowany na Haliczu, jak i kwasu mlekowego powstałego w ciągle pracujących, a bolących już mięśniach nóg. Fakt pozostawał bezsporny, że zawaliłem „słodząc się” za bardzo. Na szczęście, po kwadransie kontynuowałem marsz, a o 14-stej dotarłem na Rozsypaniec”.
„Osiągając punkt widokowy równi, uwidacznia się niesamowity obraz górskiej scenerii – jeden z najpiękniejszych w całych Tatrach. Przed nami rozpościera się rozległa Dolina Gąsienicowa otoczona pasmem polskiej części Tatr. O każdej porze roku widok ten zapiera dech w piersiach niejednego turysty. „Gąsienicowa Pani” zakłada różne sukienki, strojąc się na wiosnę zielenią, latem upiększając się szerokim wachlarzem kolorów, jesienią ukazując się cała w brązach, a zimą przyodziewając białą szatę. Każdego dnia zaprasza do swego wnętrza spragnionych wrażeń wędrowców. Jej tłem są nasze góry, tak niewielkie obszarowo w porównaniu ze słowacką częścią. Od Żółtej Turni i Granatów na wschodzie poprzez Kozi Wierch z Zawratem i Świnicą na południu, a kończąc na grani Kasprowego Wierchu, są jej urokliwą koroną ofiarowaną przez matkę naturę.”
ADC-75343 v.1.0
Ze strzałką trendu na scenie
Życie jest inne, ale nie gorsze
Za chwilę zostaniesz przekierowany na stronę, która może nie należeć do firmy Abbott.
Ta strona przeznaczona wyłącznie dla mieszkańców Polski. Jeśli jesteś rezydentem innego kraju, skontaktuj się z lokalnym oddziałem firmy Abbott.
Śledź Nas